Jednym z elementów przesiewowych badań logopedycznych jest badanie sprawności aparatu artykulacyjnego czyli języka, warg, policzków, podniebienia. Badamy czy język unosi się do góry, czy potrafi precyzyjnie dotknąć jakiegoś wybranego miejsca w jamie ustnej (bo żeby dobrze artykułować trzeba precyzyjnie trafiać językiem w miejsce artykulacji danej głoski). Niby nic trudnego dla nas- dorosłych, dla wielu dzieci również jest to „bułka z masłem” jednak nie dla dzieci, od opisu których rozpoczynam swój wywód.
Niektóre dzieci posiadają języki i nawet o tym nie wiedzą… Nie czują położenia języka w buzi, nie wiedzą w która stronę nim ruszyć, nawet lustro nie pomaga… patrzą, próbują wykonać „podnieś język do górnych zębów” a język idzie w bok, albo w dół. Dla mnie jako początkującej adeptki studiów logopedycznych od razu kojarzyło się to z tematyką afatyczną, zaburzeniem o charakterze korowym. Żeby martwić się czy dziecko jest z grupy ryzyka poważnych zaburzeń mowy, musimy widzieć szereg innych niepokojących objawów, zbadać funkcje korowe, którym w tym wypadku daleko jest do bycia zaburzonymi.
Przez kilka miesięcy nie rozwiązałam swoich wątpliwości, jednak ćwiczenia języka razem z bodźcem dotykowym „język do palca/język za palcem” dawały efekty. Efekty jednak nie były dla mnie sukcesem, bo dalej nie rozumiałam czemu tak się dzieje. Nigdy nie zadowalało mnie skuteczne rozwiązanie problemu jeśli nie znałam przyczyny czemu on wystąpił. Wszystko wyjaśniło mi moje dziecko, wówczas 5- letnia dziewczynka obijająca się o meble, „kasująca” głową lusterka samochodów gdy szła w linii prostej, rozlewająca każdy płyn z każdego naczynia jakie podniesie i na końcu kręcąca się wokół własnej osi w tak zwanym „wolnym czasie”, wchodząca w każdą dziurę i każdy kącik, żeby tylko… POCZUĆ swoje ciało, mięśnie, stawy. Diagnoza SI, trochę literatury i wszystko stało się jasne. My logopedzi, specjaliści, wychowawcy i rodzice nie możemy zapominać, że dziecko jest całością, jego ciało to również jama ustna. Zawsze na małego człowieka należy się patrzeć holistycznie.
Gdy rehabilitujemy dziecko z powodu niskiego napięcia mięśniowego i robi ono postępy: zaczyna raczkować, stawać, chodzić, należy mieć świadomość iż „rehabilitować” trzeba również mięsnie aparatu artykulacyjnego, bo one cierpią tak samo jak reszta ciała.
Jeżeli dziecko ma zaburzenia czucia głębokiego i nie czuje precyzyjnie swojej pozycji w przestrzeni, dlaczego język ma czuć.
W 1954 roku J. Lilly skonstruował specjalną komorę, która uniemożliwiała docieranie do ludzi znajdujących się wewnątrz bodźców czuciowych, wzrokowych, słuchowych, węchowych i smakowych. Ochotników umieszczono w roztworze chemicznym o głębokości 25 centymetrów w temperaturze 34,5 stopni Celcjusza- człowiek w takich warunkach zawieszony jest w „próżni zmysłowej”. Przez pierwsze 15 minut badani czuli odprężenie, potem skupiali się na odgłosach płynących z ciała: bicie serca, perystaltyka jelit, następnie zaczęli sami sobie dostarczać bodźców słuchowych, wzrokowych, przedsionkowych. Deprywacja sensoryczna jest trudna do zniesienia.
Deficyty czucia bardzo utrudniają dzieciom funkcjonowanie głównie z powodu małej świadomości swojego problemu i niemożności zwerbalizowania tego. Dziecko z deficytem czuje, że jest coś nie tak starając się samodzielnie radzić sobie z kłopotem: zgrzyta zębami, zagryza wargi, zaciska palce, piszczy, ssie kciuk, a wszystko po to by podwyższyć napięcie mięśniowe i poczuć ulgę choć na chwilę.
Osoby z deficytami czucia trzaskają drzwiami zamiast je zamknąć, rzucają przedmiotami, zamiast odłożyć, tupią mocno o podłoże zamiast delikatnie stąpać, biegają zamiast chodzić, wpadają na innych zamiast ich omijać, są wiecznymi poszukiwaczami bodźców.
Dziecko, które ma dobre poczucie swojego ciała nie wpada i nie popycha innych, zna granice swojego ciała, nie ma resztek jedzenia na twarzy, jedzenie nie wypada z ust, bo trafia tam tyle ile się zmieści. Jest sprawne, pogodne i lubiane. Komfort bycia lubianym pomaga budować poczucie własnej wartości, inicjować kontakty z rówieśnikami i lepiej radzić sobie z rozwiązywaniem swoich trudności.
Jeżeli dziecko:
• nie lubi czesania, obcinania paznokci i zabiegów pielęgnacyjnych,
• wszystkie metki go „gryzą, kują”,
• nie czuje, że po zjedzeniu loda jest całe w czekoladzie i mu to nie przeszkadza,
• ma opóźniony rozwój mowy,
• uwielbia chodzić bez butów lub tylko w butach,
• zawsze mu za zimno lub zawsze za ciepło,
• często się potyka, przewraca,
• jego zabawy są „kłopotliwe” dla rówieśników,
• lubi się intensywnie kręcić na karuzeli lub wręcz przeciwnie- szybko ma odruch wymiotny,
• jest wybiórcze pokarmowo- toleruje tylko papki,
• podczas jedzenia często się dławi, krztusi, ma odruch wymiotny,
• robi wiele czynności bardzo powoli, jego ruchy wydają się nieskoordynowane i mało precyzyjne,
• ma trudności ze skupieniem uwagi na dłużej,
• po powrocie z przedszkola jest nadmiernie pobudzone, agresywne lub wręcz przeciwnie- bardzo zmęczone, mało komunikatywne,
• ślini się, gryzie, ma tendencję do posiadania czegoś w jamie ustnej: dłoni, kołdry, misia
Może mieć zaburzenia integracji sensorycznej, a to z kolei może mieć wpływ na procesy uczenia się i zachowanie (proszę sobie wyobrazić czy byliby Państwo w stanie efektywnie pracować z sianem za koszulką?).
Badania naukowe nie wnoszą jednoznacznej przyczyny wystąpienia tych zaburzeń, jednak w wywiadzie często obserwujemy takie obciążenia jak: zagrożona ciąża, poród kleszczowy i przez vacum, poród przez CC, żółtaczka, poród przedwczesny oraz nawet najmniejsze niedotlenienie okołoporodowe.
W razie nurtujących pytań czy procesy integracji sensorycznej przebiegają prawidłowo u własnego dziecka, warto wybrać się do specjalisty, który albo rozwieje wątpliwości albo zaleci odpowiednią „dietę sensoryczną” i w zależności od głębokości zaburzeń dalsze postępowanie.